Rok temu, dokładnie o tej porze – wyruszyliśmy na podbój nowej ziemi. Postanowiliśmy spełnić nasze wspólne marzenie o Ameryce Południowej.
Każde z nas jechało tam z innym planem. Marcina ciągnęło do “domu”, jak to nazywa. Ja chciałam poprzytulać się do lam i alpak, a przy okazji odkryć coś dla siebie i poznać lepiej nową kulturę.
Tak naprawdę oboje od małego marzyliśmy o odkryciu “Tajemniczych złotych miast”, które oglądaliśmy z zapartym tchem jako dzieci.
Pamiętam, gdy podczas jednej z naszych rozmów Marcin wspomniał o tym, że kiedyś chciałby spełnić takie marzenie. Wtedy wydawało się to odległym pomysłem, do zrealizowania może za jakieś 5 la. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia postanowiłam, że stworzę grę, w której będzie mógł “wygrać” kilka swoich lub naszych wspólnych marzeń. I tak się zaczęło. Zaraz potem, w styczniu, kupiliśmy bilety do Peru, a dokładnie rok temu postawiliśmy stopę na Nowym Lądzie.
Był to plan realizowany z użyciem narzędzi, które sama od lat stosuję w realizacji swoich marzeń i którymi dzieliłam się także podczas pierwszej edycji kursu “Fabryka Marzeń z datą realizacji“.
Zaczęliśmy od uruchomienia wyobraźni i puszczenia wodzy fantazji. Tak jak podczas kursu, gdzie zarówno poprzez wizualizację, jak i codzienną praktykę – budujemy bazę naszych marzeń.
Przedyskutowaliśmy nasze główne cele, przygotowaliśmy się fizycznie, mentalnie i pod względem wiedzy do tego projektu, jednak sami nie wiedzieliśmy, co nas czeka w nieznanej krainie. I ta niepewność, ale zarazem otwartość, pozwoliły nam obojgu zrealizować nasze cele, a przy tym odkryliśmy znacznie więcej, niż się spodziewaliśmy.
Podróż do Peru nie była łatwa i obfitowała w wiele przygód. Choć przygotowaliśmy się przez kilka miesięcy, to tak naprawdę pojechaliśmy tylko z ogólnym planem. Wszystko w drodze toczyło się własnym życiem. Od problemów z bagażem, nocy na lotnisku w Amsterdamie, przez nadprogramowe 9 godzin w Bogocie, ponieważ mimo naszych najlepszych chęci i biegu przez cały terminal, nie udało nam się złapać przesiadki. Walczyliśmy też z chorobą wysokościową.
Do końca nie wiedzieliśmy kiedy i gdzie będziemy, ani jak dostaniemy się do Machu Picchu. Pozwoliliśmy prowadzić się ciekawości. Szliśmy za nieznanym. Pytaliśmy ludzi, ale też sami szukaliśmy. Na kilka dni przed wyjazdem okazało się, że będziemy w Cuzco w trakcie przesilenia letniego, kiedy to w miasteczku trwa wielka fiesta. Obserwowaliśmy tańczące lokalne zespoły i wszelkie uroczystości. Szwędaliśmy się po wąskich uliczkach gubiąc się w ich korytarzach, aby odkryć jakieś kulinarne smakołyki. Nie wszystkich odważyliśmy się skosztować.
Realizowaliśmy marzenie. I choć kosztowało więcej, niż zaplanowaliśmy, to było warto. Bo marzenia, których nie realizujemy ze względu na strach, czy poczucie, że nie jesteśmy dość, wystarczająco, albo jesteśmy za… Za młodzi, za starzy, za mało doświadczeni, kosztują nas często tyle, co brak spełnienia w życiu. Jeszcze większe poczucie, że nie mamy wpływu na nasze życie, że jesteśmy w systemie, który ktoś dla nas zaplanował i nie możemy nic zmienić. Czujemy pustkę, wypalenie o zniechęcenie.
A przecież od nas zależy nasze życie! Ponoć nie wszystko, co się opłaca warto i nie wszystko, co warto się opłaca. To my decydujemy o tym, czy nam się opłaca zainwestować czas, pieniądze, energię i wysiłek w to, aby gdzieś dojść, kimś się stać, albo “odstać”, bo czasem potrzebujemy stać się sobą. To wszystko zależy od nas.
Wierzę, że jesteśmy w stanie przeżyć swoje życie tak, jak tego pragniemy i świat wspiera nas w tym, choć my czasem udajemy, że tak nie jest, albo nie słuchamy tego, co do nas mówi.
A wszystko, czego potrzebujemy do realizacji naszych marzeń – jest wokół nas. Potrzeba tylko nauczyć się języka wszechświata, który podpowiada gdzie to znaleźć.
Już niebawem będziecie mogli poznać plan na nową, zmienioną i rozszerzoną wersję kursu “Fabryka Marzeń z datą realizacji”. Gdzie znajdzie się jeszcze więcej materiałów, ale także wiele nowych narzędzi. Mam nadzieję, że dzięki temu kolejne marzenia zostaną spełnione.