Nasza wolność zależy od bardzo wielu czynników. Szukamy cudownych rozwiązań, nowych niesamowitych możliwości życia w zgodzie ze sobą czy własną wizją życia. Jednak mam nieodparte wrażenie, że kluczem, który może rozwiązać wszystkie problemy, jest poznanie i zrozumienie siebie.
Tam, w naszym wnętrzu – dzieje się wszystko, czego potrzebujemy. Tam są nasze wszystkie odpowiedzi. Wystarczy zadać odpowiednie pytania.
Był sobie człowiek, który szukał całe życie własnej drogi do szczęścia. Jeździł po całym świecie i pytał innych co sprawia, że są szczęśliwi?
Niektórzy odpowiadali, że poczucie szczęścia daje im obcowanie z Bogiem. Modlitwa, wiara, służba. Inni tłumaczyli, że szczęście daje im przygoda, adrenalina, dalekie podróże. Jeszcze inni skupiali się na własnych osiągnięciach, sukcesach zawodowych i projektach intelektualnych. Mówili mu o bogactwie, które mają i możliwościach, które niesie posiadanie pieniędzy. Byli i tacy, którym radość dała kontemplacja i medytacja. Każdy z nich doświadczał go na własny sposób. I każdy z tych sposobów był najlepszy, bo działał dla osoby, która go praktykowała.
Jednak kiedy nasz bohater próbował sam odnaleźć radość w tych wszystkich rzeczach, o których opowiadali mu jego rozmówcy, czuł się niespełniony, nieszczęśliwy. Doświadczał radości, krótkich chwil euforii, ale nie czuł, że daje mu to szczęście i spełnienie.
Czuł się źle i tak, jakby wciąż nie mógł odnaleźć spokoju.
Wciąż miał poczucie, że z czegoś musi zrezygnować, że wszystkie te koncepcje, o których słyszał, rozmijały się. I w żadnej z nich nie mógł odnaleźć prawdziwego siebie.
Pewnego dnia spotkał mistrza ze Wschodu, który powiedział mu, aby zajrzał do swego wnętrza. Nakazał mu kontemplację w ciszy, pośród piękna przyrody na terenie klasztoru. Zadał mu pytanie: czego pragnie Twoje serce?
Bu (bo tak miał na imię ów człowiek) siedział i myślał o tym wszystkim, czego pragnie. O tym, jak robił te wszystkie rzeczy, jak podążał za wszystkimi radami, aby znaleźć szczęście i poczuł ukłucie w sercu, że nie tak sobie wyobrażał swoje życie.
Czuł wdzięczność za wszystko, czego doświadczył, za wszystkie lekcje, które odbył i poczuł, że to, czego pragnie, co sprawia mu radość: nie mieści się dogmatach religijnych. Szczęście, którego szukał, nie leży w bogactwach tego świata, ani w ubóstwie. Nie ma go w dalekich krainach i w wywołujących adrenalinę akcjach. Nie znalazł go w ciężkiej pracy i w trwaniu w ciszy. I gdy tak słuchał swego serca zrozumiał, że to, czego tak długo szukał, cały czas było w nim. Jednak podążając za szczęściem innych, ciągle czuł, że wyrzeka się siebie, że traci część swojego życia.
I wtedy poczuł spokój. Zobaczył wyraźnie swoją drogę. Zrozumiał, czym jest jego szczęście.
Spójność wewnętrzna
To, czego doświadczył, wynikało z braku wewnętrznej spójności. Bardzo chciał poczuć czy doświadczyć szczęścia, jednak jego wewnętrzny kompas był mocno zagłuszony. Tak, jakby wpłynął w trójkąt bermudzki. Jego radary zaczęły wariować.
Wszystkie z tych “dobrych rad” odnośnie szczęścia były prawdą. Prawdą jednostki, która ich doświadczała i praktykowała. Jednak nie należały do Bu. Jego szczęście leżało gdzieś po środku “prawd” ludzi, których spotykał. Czuł się szczęśliwy w pracy, ale takiej, w której nie tylko sam uczył się o świecie i rozwijał się, ale dawał także coś innym. Doświadczył go w relacji z Bogiem, ale nie znalazł go w Kościele. Czuł się spełniony, realizując pasje i doświadczając nowych rzeczy, a jednocześnie czuł się spełniony, wykonując te same, dobrze znane zadania. Poczuł, że szczęście nie zależy od tego, co robi, ani gdzie mieszka, czy zarabia miliony, czy żyje skromnie. Zależy od tego, czy żyje zgodnie z sobą. Czy może sobie ufać.
Bu usłyszał swój wewnętrzny głos, poczuł, spokój, radość i spełnienie. Przestał chcieć dążyć do rzeczy, które nie były jego. Przestał spełniać zachcianki innych, aby zasłużyć na czyjeś uznanie.
Tego dnia, w klasztorze odnalazł swoje SZCZĘŚCIE. Nie w innych, lecz w sobie.
To, czego doświadczył Bu, przydarza się nam bardzo często. Zwłaszcza w dzisiejszym, cyfrowym świecie. Kiedy słuchamy innych ludzi, którzy mówią nam jak żyć? Kiedy podążamy za trendami, schematem.
Mówią nam, co jest dobre, a co złe. Dyktują nam dogmaty i własne przepisy na lepsze jutro.
Mamy prawo i możliwość testowania różnych koncepcji, różnych stylów życia. Możemy uczyć się na własnych błędach. Dzięki temu poznajemy siebie.
Ludzi wokół nas jest tak wielu, a ich koncepcji na życie jeszcze więcej. I którą wybrać? Która będzie najlepsza dla mnie?
Na to pytanie musisz znaleźć odpowiedź we własnym wnętrzu. Wsłuchując się we własne serce, wewnętrzny głos. Gdy on rezonuje z naszym życiem, doświadczamy szczęścia. Doświadczamy spójności wewnętrznej. Nie ma wtedy oporu, lęku, zwątpienia, a droga, którą podążasz, zdaje się być jedynie słuszną.
Dlatego tak ważne jest, by sprawdzać codziennie, czy nasze wybory wciąż są zgodne z naszą mapą i drogą, która jest nam pisana.
Zastanów się:
- Czy moja praca wnosi coś dobrego dla świata, czy pozwala mi wzrastać?
- Co sprawia mi radość?
- Za co jestem wdzięczna?
- Czego się ostatnio nauczyłam?
- Kogo kocham i kto mnie kocha?
- Jak mogę służyć ludziom?
- Co mnie dziś uszczęśliwia?
Jeśli doświadczasz trudniejszego czasu, może zapytaj siebie:
- Czego uczy mnie ta sytuacja, to doświadczenie?
- Czego uczę się o sobie dzięki temu?
- Jak mogę wykorzystać to w przyszłości?
Odpowiednie pytania koncentrują naszą uwagę na tym, co pomaga nam wzrastać. Pozwalają zbadać nasze serce i sprawdzić, czy Twój kompas wciąż działa tak, jak powinien.